sobota, 20 września 2014

fredagsmys


Ucząc się wymowy dni tygodnia w języku szwedzkim natkłem się na taką  oto ciekawostkę.

Fredag - to piątek po ichniemu, mysig znaczy tyle co "przytulny", "przyjemny". Słowo fredagsmys oznaczać będzie - "piątkowa przytulność" to dla Szwedów czas, który spędzają najczęściej z najbliższymi na odpoczynku po tygodniowych obowiązkach.

A jak w Polsce? 
Byle do piątku. 

piątek, 19 września 2014

Przydasiów kilka

     
      Mieszkanie w jednym miejscu przez dłuższy czas powoduje zacieśnianie się tej przestrzeni. Działania w moich profesjach i sianie materiałami dookoła siebie. Pozostawianie nadmiarów i skrawków, odpadów. Otaczanie się, owijanie jak w jakiś kokon.
... mam, bo kiedyś nie miałem ...
... inni by z tego cuda zrobili ...
... ktoś nie ma, a tu na śmietniku ...
W rowie o tym co było, o tym co będzie.
Rok, dwa lata, kilka urodzin i nawyków. Dobrze mi tam, ale to jeszcze nie to miejsce, które będzie "moje". Czy istnieje? Czy ono już czeka? Czy jest taki moment gdzieś w kosmosie, który spadnie na mnie i podpowie?
      Gromadzenie, to choroba, ale to dopiero wychodzi na jaw przy przeprowadzkach. Skanowałem siebie w poszukiwaniu przyczyn tej choroby i nie potrafiłem orzec jednoznacznej diagnozy.
Winien!
Winien pakować "to" do pudełek, pudełeczek, owijając każdą cenną rzecz w folię bąbelkową i dopasowywać kształty, dzielić na kategorię, zabezpieczać pozycję, oklejać, owijać, oznaczać i podpisywać. Brać urlop i tracić cierpliwość. Złościć się i nostalgicznie przyglądać się gadżetom.
Z dumą prezentuje wór przydasiów do likwidacji. Zabierzcie to, kiedy nie będzie mnie w pobliżu.
     Jak stracić wszystko i się z tego otrząsnąć? Tracić w sensie materialnym. Pożar, powódź, kradzież? Dla mnie, chorego to niewyobrażalne.



Nie mogą przestać. To nigdy się nie skończy. To niekończąca się historia. Pukim żyw.

Ciało złożone w magazynie oczekuje na podjęcie. A ja sobie radzę bez niego.

czwartek, 18 września 2014

Kurs szwedzkiego


Dobre, pierwsze wrażenie.
Zajęcia odbywają się w tym samym budynku. Nasz apartament zlokalizowany jest na trzeciej kondygnacji, natomiast nauka na kondygnacji czwartej. Trzy sale i taras z leżakami :)
Jestem w grupie partnerów i jest nas 10 osób. Najwięcej polaków.






Uczymy się pilnie.

środa, 17 września 2014

Kultura jechania.


Wielkie zdziwienie moje. Kultura kierowców w Calafell jest bardzo wysoka. Wystarczy zbliżyć się do przejścia dla pieszych i już samochód zatrzymuje się by ustąpić nam miejsca.
Ewa mówi, że tak samo jest w Szwecji.
Znajoma mi kiedyś wspomniała, że jadąc do Szwecji Polak musi nauczyć się prowadzić samochód wolno i przepisowo.


... ale najpierw trzeba mieć samochód :)

Witaj przygodo.

Podróż do Hiszpanii z przesiadką uważam za udaną. Lot z Katowic do Düsseldorf mniejszym samolotem poszła o czasie, w czasie i bez komplikacji. Dwie i pół godziny czasu spędzona na porcie lotniczym nie należy do przyjemności, zwłaszcza jeśli zamiarem było nie wydawać tam pieniędzy. Nie obyło się bez herbaty i wody zakupionej w bufecie po to aby usiąść wygodnie przy stoliku i podładować baterie w smartfonach. Polskie kombinacje. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś chciał nas wyprosić z miejsca - odpowiadam - sorry ale ja spożywam zakupioną wodę.
Połączyliśmy się na 30 minut z darmowym wifi i daliśmy znak rodzinie i znajomym, że żyjemy.
Przeszliśmy się po porcie. No tak, duży. Pełno ludzi różnych narodowości. Torby, walizki i komunikaty.
Wsiadamy z opóźnieniem do samolotu. Kierunek Barcelona.
Większy samolot, więcej ludzi, większy lęk. Trochę chmurek po drodze i lekkie turbulencje.


Nad Barceloną przejaśnienie i widzimy miejsce lądowania.

Barcelona - witaj.
Z lotniska odbiera nas miły pan i mesiem jedziemy do hotelu w Calafell. Wchodzimy po schodach i spotykamy polaków. Przyjechali tu w tym samym celu.
Pierwsze wrażenia z apartamentu - hym. Obsługa ma tyły w sprzątaniu. Wyposażenie mieszkania, w którym mamy spędzić 4 miesiące jest skromne. Np. Jest ekspres do kawy, ale nie ma czajnika.
ps.Już obczaiłem jak zaparzać w nim herbatę.

Rozpakowanie i spacer, bo jak tu nie zobaczyć morza.

Idziemy spać.

II dzień - gorąco od rana. Jemy śniadanie i idziemy do marketu zakupić najpotrzebniejsze rzeczy. Mamy zamiar sami gotować, więc zakupy dzielimy na kilka grup.
Spożywka, chemia dodatki. To jeszcze nie wszystko. Z czasem się okaże co jeszcze potrzebujemy.
Jemy makaron z pesto i serem i idziemy na plażę.






Plaża super. Bardzo dobrze zorganizowana. Wejście są oznakowane. Przy każdym stoją kosze na segregowane śmieci, ubikacja, prysznic. Co jakieś 50 metrów są leżaki i parasole, z których można skorzystać - jeszcze nie obczaiłem ile kosztuje wynajem.
Woda ciepła i lekki wiaterek. Fale małe, ale fajne. W sam raz do kąpieli w małej kipieli.
No i toplesy.
Większość to starsze panie z niemiec, ale zdarzają się fajne laski.


I tak tu jest.
Będę pracował nad Ewą. Może się odważy. Zrobiła by tu furorę.


sobota, 13 września 2014

Dawno, dawno temu.


Post ten zaliczam do tych z początku "Ku przygodzie"

      Więc zaczną od tego, że kiedyś mieszkałem z żoną w Mielcu. Natomiast jutro będziemy w nowym miejscu. Obecnie przebywamy pomiędzy.
Zadaje pytania, i drżę. Trochę z ciekawości, trochę ze stresu przed nowym. Droga ta, "życie" to nic innego jak wiejska asfaltówka kładziona w zeszłym roku, po której popierdzielają skuterki, człapią babcie do kościoła, pokonują ją dżdżownice po deszczu, skuwa lód, roztapia słońce i rozjeżdżają maszyny rolnicze. Dodam jeszcze, że aby się na niej wyminąć jadąc samochodem, należy z niej zboczyć. Za dwa lata położą nową nawierzchnię.
Świat wokół się zmienia, my dopasowujemy się do czasów, czasy do nas - a raczej to człowiek chciałby nad wszystkim mieć władzę. Ni chuja. Jeden człowiek sieje postrach na cały świat, a drugi jest częścią wielkiej maszyny gospodarczego napędu. Tak czy inaczej kiedyś wyrośnie na nas drzewo.
Jeśli miałbym wybrać jakie, to chcę być wierzbą. Właśnie takie wierzby rosochate, stare, z dziuplami, ranione przez ogławianie, burze, pioruny, dające opał i schronienie zwierzętom, zawsze towarzyszyły mi, gdy byłem w Polsce. To drzewo szybko się ukorzenia i w jednym miejscu może rosnąć nawet kilkaset lat, ale odcięta, odłamana gałązka, rzucona na ziemię szybko staje się wzorem swojego dotychczasowego żywiciela.

Gdzie spadnie ta gałązka?  

Obserwatorzy